Zamiast szukać szyldu apteki nad głową, spójrz na trawnik pod nogami. O ziołach, mniej lub więcej, wiec coś każdy. Każdy choć raz słyszał o szałwii, tymianku, melisie, babce, mięcie, piołunie i tym podobnych „chwastach”. Co jednak z zasłyszanych opowieści można włożyć między mity, a co jest najprawdziwszą prawdą? Nie wiem, czy lubczyk może wprowadzić w stan miłosnej euforii, ale wiem, że babka lancetowata (łac. Plantago lanceolata) od lat wykorzystywana była w medycynie ludowej, a współcześnie nawet w profesjonalnej farmacji.
Babka lancetowata to czyste placebo?
Wielu pamięta pewnie tę roślinę z dzieciństwa, kiedy służyła jako opatrunek przy obtarciach i skaleczeniach, o które na podwórku nietrudno. Chłodne, zielone liście koiły ból, a po dodaniu śliny przyspieszały nawet gojenie ran. Zaraz powie ktoś jednak, że równie dobrze można było przyłożyć do stłuczonego kolana liść mlecza, czy inne zielsko. Czy babka to zwykłe placebo? Gdyby nim była, nie wykorzystywano by jej od pokoleń w tak rozmaitych celach! Babkę można zaaplikować w prostej postaci, tj. przyłożyć utarte liście na miejsce zranienia/podrażnienia/poparzenia. Zawarte w roślinie substancje antyseptyczne, w tym naturalne antybiotyki, odkażają ranę, a przy tym łagodzą ból. Jeśli wola, można też babkę wykorzystać do granic i z suszonych liści robić napar, którego picie pomaga przy zwalczaniu infekcji górnych dróg oddechowych.
Jak zastosować babkę lancetowatą?
Babkę lancetowatą można zbierać jako pospolicie rosnący „chwast” na łąkach, trawnikach i przy drogach. Należy jednak pamiętać o opłukaniu zakurzonych liści przed użyciem. Można babkę również hodować w doniczkach na parapecie. Dzikie sadzonki łatwo przyjmują się w nowych warunkach i nie są wymagające w uprawie z racji niskich wymagań.
W dobie syntetycznych farmaceutyków warto wracać do naturalnych, sprawdzonych sposobów naprawiania zdrowia.